Czy te piękne kwiaty da się wyhodować od zera w domowych warunkach? Jakiej pielęgnacji potrzebują i kiedy najlepiej to zrobić? Zapraszam do śledzenia eksperymentu i wspólnego rozmnażania pelargonii!
Zobacz krótki filmik z mojego eksperymentu:
Kiedy wysiewać nasiona pelargonii?
Producent zakupionych nasionek pelargonii zalecił wysiewanie nasion w styczniu-lutym. Swoje nasionka posiałam dokładnie 16 stycznia i po około pięciu dniach zaczęły one kiełkować.
Nasionka posiałam w pojemnikach po jajkach, które napełniłam ziemią do kwiatów i do każdego otworu wsadziłam jedno nasionko. W dnie pojemników zrobiłam otwór, aby nadmiar wody mógł skutecznie odpływać. Postawiłam całą rozsadę w pobliżu grzejnika i przykryłam przeźroczystą folią. Ziemia powinna być wilgotna, ale nie może być zbyt mokra, żeby korzenie wykiełkowanych nasion nie zgniły.
Jakiej pielęgnacji potrzebują sadzonki pelargonii?
Z pośród 15 nasionek jakie wsadziłam łącznie wykiełkowało 10. Te 10 nasionek przesadziłam po około 10 dniach do większych doniczek. Nakryłam je plastikowym przeźroczystym pojemnikiem, aby stworzyć coś na kształt prowizorycznej szklarni. Rozsadę przechowuję blisko grzejnika i podlewam jak ziemia przeschnie.
Tutaj pojawi się aktualizacja eksperymentu po upływie następnego tygodnia, zalecam do śledzenia!
Aktualizacja – dzień 19
Roślinki ładnie się rozwijają, mają już ok. 6 cm i po dwa listki. Żadnych widocznych problemów nie zanotowałam.
Aktualizacja – po trzech miesiącach od wysiania
Mój eksperyment zakończył się totalna porażką. Wszystkie roślinki, które wzeszły po zasiewach, umarły jedna po drugiej.
Oficjalnie stwierdzam, że wyhodowanie pelargonii z nasion w domowych warunkach nie jest takie proste.
Nie uważam jednakże, że jest to niemożliwe, ale wymaga więcej wiedzy i doświadczenia niż mi się na początku wydawało. Być może warunki panujące w domu nie są odpowiednie dla sukcesu takiego eksperymentu, w profesjonalnych szklarniach hodujących pelargonie panuje znacznie wyższa temperatura i wilgotność niż w standardowych mieszkaniach. Nie pomogło nawet nakrycie rozsady plastikowym pojemnikiem, wręcz wydaje mi się że mogło zaszkodzić i przyczynić się do zgnicia korzonków.
Jak się dowiedziałam od mojej bratowej, również ziemia w której posadziłam roślinki była niewłaściwa. Rozsadę powinno się prowadzić w bardzo lekkim i przepuszczalnym podłożu, typu torf. Woda szybko paruje z takiego podłoża, dzięki czemu zniwelowany zostaje problem gnijących korzonków. Ja użyłam ziemi uniwersalnej i woda bardzo wolno z niej parowała, niekiedy potrzeba było tygodnia odstępu pomiędzy kolejnymi podlewaniami, pomimo że starałam się używać bardzo mało wody.
Krótki filmik prezentujący jak zakończył się eksperyment.