Nauka bardzo często opiera się na teoriach i założeniach. Czyli w gruncie rzeczy nie ma wiele wspólnego z dowodami i prawdą. Paradoksem jest, że aby coś udowodnić naukowo to trzeba najpierw przyjąć odpowiednie założenia, które właściwie uznaje się za stałe i niemożliwe do zweryfikowania.
I tak na przykład geologia; żeby przedstawić dzieje Ziemi, naukowcy musieli podeprzeć się wieloma hipotezami. Metody określające wiek skał zawsze obarczone są mniejszym, bądź większym błędem pomiarowym. Chyba najbardziej popularną obecnie metodą badania wieku skał jest datowanie izotopowe, oparte na zjawisku rozpadu promieniotwórczego. Żeby badanie takie miało sens trzeba przyjąć, że szybkość rozpadu promieniotwórczego jest (i była, nawet 4,5 mld lat temu) niezmienna oraz, że badana skała była układem zamkniętym. Założenia absolutnie nie możliwe do zweryfikowania.
Na podstawie wyników tego typu badań powstała tabela stratygraficzna, przedstawiająca historię Ziemi z podziałem na ery i epoki. Tylko, że równie prawdziwa może być teoria kreacjonistów twierdzących, że Ziemia ma 5000 lat. Problemem jest to, że za pomocą obecnie dostępnej wiedzy i technologii nie jesteśmy w stanie określić, kiedy powstała nasza planeta, ani jakie były jej losy.
Prawdopodobnie gdyby naukowcy nie opierali się na założeniach i teoriach to wiele dziedzin nauki nie miałoby szans się rozwinąć. I czego my byśmy się uczyli przez tyle lat w szkole? Może na przykład sztuki komunikacji międzyludzkiej, sposobów na zachowanie zdrowia albo zdolności samodzielnego myślenia. Tylko czy tak wyedukowane społeczeństwo dałoby się tak łatwo kontrolować?